sobota, 28 lutego 2015

Lana Del Rey - Ultraviolence

* Wykonawca: Lana Del Rey
* Tytuł: Ultraviolence
* Data wydania: 19.01.2015
* Gatunek: Indierock, alternatywa
* Długość: 65:22
* Tracklista:
   1. Cruel World
   2. Ultraviolence
   3. Shades Of Cool
   4. Brooklyn Baby
   5. West Coast
   6. Sad Girl
   7. Pretty When You Cry
   8. Money Power Glory
                                                                                9. Fucked My Way Up To The Top
                                                                              10. Old Money
                                                                              11. The Other Woman
                                                                              12. Black Beauty
                                                                              13. Guns And Roses
                                                                              14. Florida Kilos


Lana Del Rey jako postać nigdy mnie nie ciekawiła - gdzieś miałem kontrowersje wokół jej osoby dotyczących operacji plastycznych, wyglądu, prawdziwej przeszłości itd. Intrygował mnie natomiast ogromny sukces Born To Die, a mój mózg nie mógł odpowiedzieć na proste pytanie "dlaczego?". Moje (raczej negatywne) nastawienie zmieniło się przy okazji EP-ki Paradise i singla Ride. Z niecierpliwością czekałem na nowy materiał, który jak się okazało podzielił fanów poprzednich dokonań wokalistki. Jestem w obozie broniących, bo Ultraviolence jest płytą epicką.

Płyta ocieka depresją i to nie jest wada, bo od razu słychać, że jest to dużo dojrzalszy i spokojniejszy album niż debiut. Orkiestry i bity ustąpiły miejsca "prawdziwym" gitarom i perkusjom w akompaniamencie pianina. Niezbyt głośny rockowo-bluesowy podkład (zasługa Dan'a Auerbach'a - połówki The Black Keys, który stworzył większość płyty) ustąpił miejsca wokalowi Lany Del Rey. Dodatkowo do grona producentów dołączyli Paul Epworth (Adele, Florence + the Machine), Greg Kurstin (Sia, Lily Allen) i Rick Nowels (Dido, Lykke Li). Poza producentami po swoje pióro sięgnęła Lana (kolejny ukłon w stronę wokalistki).

Zdominowane przez charakterystyczny wokal wolne kompozycje jak zawsze opowiadają o miłości. Jest nieco wulgarniej niż miało to miejsce w przeszłości, ale wszystko mieści się w granicach dobrego smaku. Wizerunek wokalistki jak najbardziej pasuje do takiej stylistyki. Moim zdaniem jest dużo lepiej niż w poprzedniku.


Co do samego komercyjnego odbioru - najlepiej na listach poradziło sobie zapowiadające wydawnictwo West Coast i nie ma w tym nic dziwnego - wystarczy dać piosence szansę, aby później z chęcią odtwarzać utwór w nieskończoność. Smaczków zawartych na płycie jest jednak o wiele więcej: delikatniejsze Money Power Glory urzeka od pierwszych sekund, tytułowe Ultraviolence  utrzymane w podobnej stylistyce zabiera nas w wycieczkę po latach '60 podobnie jak nieco głębsze otwierają Cruel World. Ukłonem dla muzyki lat '70 jest wyżej zaśpiewane singlowe Shades Of Cool z ekstra solówką (kto dziś w mainstreamie pozwala sobie na solówki?).

Lana nie zapomniała o starszych słuchaczach serwując kawałki takie jak Brooklyn Baby, Old Woman czy Florida Kilos, które bez problemu spisałyby się na poprzednich płytach Amerykanki. Jedną z kompozycji jakiej byłem ciekaw to efekt współpracy z Epworthem - Black Beauty ani trochę mnie nie zawiódł. Ultraviolence to świetna muzyczna wycieczka po latach '50, '60 i '70 ubiegłego wieku, łącząca w sobie jedne z najlepszych dźwięków tamtych dekad łączące w sobie zadziorność wielu współczesnych wokalistek. Nie wiem na ile Lana jest tutaj autentyczna, a na ile stworzoną kreacją na potrzeby naszego rynku - podoba mi się to na tyle, że nawet nie chcę wiedzieć. Podobnie jak nie chcę wiedzieć jak to brzmi na żywo, bo studyjnie jest po prostu bajka. Czarno-biała depresyjna bajka. Dopóki Lorde nie wyda drugiego albumu Elizabeth Grant może szczycić się tytułem królowej sceny alternatywnej, który godnie reprezentuje jako światowej sławy wokalistka. 

2 komentarze:

  1. Cruel World, Old Money, The Other Woman i Shades of Cool to moje faworyty, ale i cała płyta <3 Nie rozumiem ludzi piszących, że to najnudniejszy album na świecie ._.

    Zapraszam na nowe wpisy na blogach http://Namuzowani.blog.onet.pl oraz http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Borze jak ja kocham ten album *.*

    OdpowiedzUsuń