* Wykonawca: Beyoncé
* Tytuł: BEYONCÉ Platinum Edition
* Data wydania: 24.11.2014
* Gatunek: POP, R&B
* Długość: 93:19
* Tracklista:
CD 1:
1. Pretty Hurts
2. Haunted
3. Drunk In Love (feat. JAY Z)
4. Blow
5. No Angel
6. Partition
7. Jealous
8. Rocket
9. Mine (feat. Drake)
10. XO
11. ***Flawless (feat. Chimamanda Ngozi Adiche)
12. Superpower (feat. Frank Ocean)
13. Heaven
14. Blue (feat. Blue Ivy)
CD 2:
1. 7/11
2. Flawless (Remix) (feat. Nicki Minaj)
3. Drunk In Love (Remix) (feat. JAY Z & Kanye West)
4. Ring Off
5. Blow (Remix) (feat. Pharrell)
6. Standing On The Sun (Remix) (feat. Mr. Vegas)
Powiem krótko: zaskoczenia nie ma. Po niemal roku od wydania, prawie 1000 odtworzeń pojawia się reedycja, której nie mogłem pominąć. Pytanie "czy słusznie?" zostawiam dla innych, a ja krótko jak tylko się da opiszę co myślę :)
Pierwszych 14 pozycji to znane od niemal roku utwory, wśród których ciężko wyłuskać perełki. Mimo braku hitu (no może Drunk In Love króciutko w U.S.A.) nie można powiedzieć, że coś jest słabe - byłoby to kłamstwem i obrazą dla Beyoncé i całego sztabu ludzi pracującego nad albumem. Moje zdanie od roku się nie zmieniło: rządzi hip-hop i dynamika, czyli wspomniane Drunk In Love z JAY'em, Mine z Drake'iem oraz super-ekstra ***Flawless z przemówieniem Nigeryjskiej pisarki. Obrazą byłoby nie wspomnieć o Pretty Hurts, którego liryka wyszła spod rąk Sii - każda kobieta (w sumie nie tylko) powinna to przesłuchać i się ustosunkować :)
Jeśli ktoś jest głodny moich długich recenzji i razi go tak mało tekstu to o edycji sprzed roku pisałem <tutaj>
I nowości... dostajemy 2 wcześniej nigdzie nie publikowane pozycje oraz 4 remiksy i koncertowe DVD. To ostatnie niestety jeszcze nie było w moich rękach, ale jak tylko się pojawi coś o tym wspomnę ;) 7/11 wpisuje się w gatunek hip-hop/r'nb i dopóki nie posłuchamy totalnie badziewnego tekstu jest naprawdę ok. Ring Off spisuje się o wiele lepiej - motywacyjna piosenka do matki w nieco hawajskim klimacie, i mimo że pasuje do reszty jak pięść do oka jest bardziej interesująca :D Od kiedy tylko usłyszałem to chwalę duet z Nicki Minaj - Flawless (Remix) nie zawodzi - nieco inna aranżacja, dobry wstawka rapu i emocje od początku do końca - lubię to! Zwycięzcą całej reedycji zostaje jednak Drunk In Love (Remix) spod rąk Kanye Werst'a!!! W tym przypadku po raz kolejny współczuję Jay'owi, bo to nie pierwszy utwór, w którym wypada gorzej od przyjaciela. West poza pierwszą zwrotką zadbał o nieco inną aranżację, dodał tu i ówdzie jakieś smaczki, podkręcił wokale, nieco zmiksował pod koniec - po prostu solidna robota, która na singlu rok temu mogła zrobić niezłą zadymę. Kompletnym nieporozumieniem jest natomiast Blow (Remix), bo Pharrel po prostu tam nie pasuje i jego jęki tylko psują całkiem fajną piosenkę - już lepiej do tego nadałby się Timbaland, którego lepiej słychać w utworze.
Moim zdaniem reedycja byłaby dużo ciekawsza gdyby drugi dysk zawierał nieco więcej utworów (nawet tych opublikowanych przed premierą standardowej płyty: Bow Down/I Been On, God Made You Beautiful, Part II (On The Run) - Solo Version, Grown Woman) i w takim składzie dołączając do Standing On The Sun z Mr. Vegas'em stanowiłoby to swego rodzaju podsumowanie całej "ery Beyoncé". Szkoda, bo istniał ogromny potencjał na dużo atrakcyjniejsze wydawnictwo.
NA KONIEC NAJLEPSZA PLAYLISTA EVER - WSZYŚCIUSIEŃKIE TELEDYSKI!
CD 1:
1. Pretty Hurts
2. Haunted
3. Drunk In Love (feat. JAY Z)
4. Blow
5. No Angel
6. Partition
7. Jealous
8. Rocket
9. Mine (feat. Drake)
10. XO
11. ***Flawless (feat. Chimamanda Ngozi Adiche)
12. Superpower (feat. Frank Ocean)
13. Heaven
14. Blue (feat. Blue Ivy)
CD 2:
1. 7/11
2. Flawless (Remix) (feat. Nicki Minaj)
3. Drunk In Love (Remix) (feat. JAY Z & Kanye West)
4. Ring Off
5. Blow (Remix) (feat. Pharrell)
6. Standing On The Sun (Remix) (feat. Mr. Vegas)
Powiem krótko: zaskoczenia nie ma. Po niemal roku od wydania, prawie 1000 odtworzeń pojawia się reedycja, której nie mogłem pominąć. Pytanie "czy słusznie?" zostawiam dla innych, a ja krótko jak tylko się da opiszę co myślę :)
Pierwszych 14 pozycji to znane od niemal roku utwory, wśród których ciężko wyłuskać perełki. Mimo braku hitu (no może Drunk In Love króciutko w U.S.A.) nie można powiedzieć, że coś jest słabe - byłoby to kłamstwem i obrazą dla Beyoncé i całego sztabu ludzi pracującego nad albumem. Moje zdanie od roku się nie zmieniło: rządzi hip-hop i dynamika, czyli wspomniane Drunk In Love z JAY'em, Mine z Drake'iem oraz super-ekstra ***Flawless z przemówieniem Nigeryjskiej pisarki. Obrazą byłoby nie wspomnieć o Pretty Hurts, którego liryka wyszła spod rąk Sii - każda kobieta (w sumie nie tylko) powinna to przesłuchać i się ustosunkować :)
Jeśli ktoś jest głodny moich długich recenzji i razi go tak mało tekstu to o edycji sprzed roku pisałem <tutaj>
I nowości... dostajemy 2 wcześniej nigdzie nie publikowane pozycje oraz 4 remiksy i koncertowe DVD. To ostatnie niestety jeszcze nie było w moich rękach, ale jak tylko się pojawi coś o tym wspomnę ;) 7/11 wpisuje się w gatunek hip-hop/r'nb i dopóki nie posłuchamy totalnie badziewnego tekstu jest naprawdę ok. Ring Off spisuje się o wiele lepiej - motywacyjna piosenka do matki w nieco hawajskim klimacie, i mimo że pasuje do reszty jak pięść do oka jest bardziej interesująca :D Od kiedy tylko usłyszałem to chwalę duet z Nicki Minaj - Flawless (Remix) nie zawodzi - nieco inna aranżacja, dobry wstawka rapu i emocje od początku do końca - lubię to! Zwycięzcą całej reedycji zostaje jednak Drunk In Love (Remix) spod rąk Kanye Werst'a!!! W tym przypadku po raz kolejny współczuję Jay'owi, bo to nie pierwszy utwór, w którym wypada gorzej od przyjaciela. West poza pierwszą zwrotką zadbał o nieco inną aranżację, dodał tu i ówdzie jakieś smaczki, podkręcił wokale, nieco zmiksował pod koniec - po prostu solidna robota, która na singlu rok temu mogła zrobić niezłą zadymę. Kompletnym nieporozumieniem jest natomiast Blow (Remix), bo Pharrel po prostu tam nie pasuje i jego jęki tylko psują całkiem fajną piosenkę - już lepiej do tego nadałby się Timbaland, którego lepiej słychać w utworze.
Moim zdaniem reedycja byłaby dużo ciekawsza gdyby drugi dysk zawierał nieco więcej utworów (nawet tych opublikowanych przed premierą standardowej płyty: Bow Down/I Been On, God Made You Beautiful, Part II (On The Run) - Solo Version, Grown Woman) i w takim składzie dołączając do Standing On The Sun z Mr. Vegas'em stanowiłoby to swego rodzaju podsumowanie całej "ery Beyoncé". Szkoda, bo istniał ogromny potencjał na dużo atrakcyjniejsze wydawnictwo.
NA KONIEC NAJLEPSZA PLAYLISTA EVER - WSZYŚCIUSIEŃKIE TELEDYSKI!
Kiedy ja to wreszcie przesłucham... Znam "Pretty Hurts" i naprawdę bardzo mi się podoba, szczególnie klip.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową recenzję (Epica – Victims of Contingency) na blogu namuzowani.blog.onet.pl
*Przy wymienianiu tych piosenek z Beyonce Era zapomniałeś o Rise Up z jakiegoś tam filmu. Ale ogólnie poza God Made... te piosenki są bardzo kijowe.
OdpowiedzUsuń***Flawless jest cudne, tak samo w remiksie <3 Mogłaby pójść w takim kierunku, a nie 7/11, które jest chyba jej najgorszym kawałkiem ever.
Zapraszam na nową notkę na blogu http://Fizzz-Reviews.blogspot.com
*gorsze nawet od Halo, a to wyczyn
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na pierwszą część Namuzowanego Podsumowania 2014 roku na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńNie lubię Beyonce ani tej płyty. Nie zrobiła na mnie wrażenia. A kupowanie tej edycji moim zdaniem to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Mogła się postarać i dać więcej nowych utworów.
OdpowiedzUsuńZapraszam na moje dwa blogi:
www.Pour-The-Music.blog.pl - blogowa gazeta o muzyce
www.Rebelle-K.blog.pl - mój osobisty blog.
Pozdrawiam